czwartek, 7 października 2010

E tam zaraz ne wrati ;) Jeśli tylko chcesz, to sobie takie popołudnie zafundujesz :)
Ja w każdym razie zamierzam, mam podobne miejsce gdzie jako dziecko i nastolatka zaszywałam się w wakacje z książkami. U Dziadka w ogrodzie, pomiędzy dwoma rozłożystymi orzechami, rozpięty był  hamak. Drzewa tworzyły parasol chroniący od spiekoty i słońca, przy hamaku ustawiało się taboret, a na nim kompot, ciacha i owoce, chwilę wcześniej zerwane z krzaka w ogrodzie. W moim przypadku, to zwykle były porzeczki lub agrest. No i najukochańsza wakacyjno - czytelnicza przegryzka czyli słonecznik. Co ja mam swoją drogą z tym dłubaniem, nawet w pracy mi się zdarza. Lepiej się przy tym skupiam ;)
Ja nie mam potraw przyporządkowanych konkretnym książkom, u mnie jedzenie idzie w parze z nastrojem. I tak, kiedy jestem wesoła, mam głupawkę to chętnie sięgam po owoce, kiedy jestem ponura, zwykle kończy się na czymś cięższym. W czasie wakacji u Dziadka i podgryzania pod orzechem, poza książką humor najlepiej poprawiał placek drożdżowy Cioci Luci posmarowany konfiturą z truskawek.
Ohh, aż mi się zatęskniło za tymi czasami. Moja Ciocia robiła najpyszniejszy placek drożdżowy z absolutnie fantastyczną kruszonką. Za ten placek dałabym się pokroić.

 A.A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz