czwartek, 21 lipca 2011

Zupa bardzo polska

Ponad miesiąc żadnego wpisu, ojjj zaniedbałyśmy naszą kuchnię Kochana. Cisza tu u nas jak makiem zasiał. Ale tos ię zmieni, bo jak wiesz, teraz pzrez jakiś czas, będę miała chwile oddechu, zamierzam wiec, wyżywać się kulinarnie.
Jakiś czas temu, obiecałam pewnej Miłej Osóbce przepis na żurek. Prosze bardzo, oto mój przepis :)
Na poczatku dobrze jest zamoczyć w miseczce ze 3 lub 4 grzybki suszone. dodane do żurku nadadza mu bardzo fajny smak i aromat.
Gotowanie żurku(a)? zaczynam od przegotowania białej kiełbasy, do wody dodaje listek laurowy i kilka ziarenek ziela angielskiego. Potem kiełbasę wyjmuję, jedną z mniejszych kroje na kawałki i zostawiam w wywarze, wyjmuję tez listek laurowy i wyławiam ziele. Potem dodaje marchewkę, pietruszkę i kawałek pora, oraz namoczone wczesniej grzybki, razem z woda, w której się moczyły.  Kroję boczek i cebulkę i smażę je na patelni. Odlewam tłuszcz, i dodaję do wywaru w garnku.
Wywar gotuje się na małym ogniu pod przykryciem, w tym czasie obieram ziemniaki i kroje je w dość dużą kostkę, gotuję w osolonej wodzie, w osobnym garnku.
Do wywaru na zupę dodaję żur (kiedy marchewka jest już miękka, trzeba o tym pamiętać, bo po dodaniu kwaśnego żuru, może się już nie ugotować) dodaję sporo czosnku i majeranek.
Gotuję. Dopiero na koniec sprawdzam czy nie trzeba dosolić ( i żur i majeranek sa słone, dlatego solę dopiero na koniec, a właściwie dosalam )
Na koniec dodaję ugotowane ziemniaki i już.
Można jeść też w wersji bez ziemniaków, ale z jajkiem lub z chlebem.


A tak wglądał żurek, ugotowany przezemnie na obiad, całkiem niedawno :)



A co u Ciebie? już nieługo się widzimy :)) Nie mogę się doczekać :))
Twoja A. A.

środa, 15 czerwca 2011

Lato w pełni

No proszę, bardzo ładnie Ktoś podsumował te Wasze poranki :) Ja tez bardzo lubię wspólne śniadania, z tym, że u nas inaczej to wygląda, bo ja niestety skowronkiem nie jestem. Zanim wstanę i się dobudzę, to mój małżonek, zdąży spokojnie ze 2 kawy wypić, a w tym czasie ja siedzę na kanapie i opędzam sie od kota. Bo nie wiem czy Ci mówiłam, nasze kocisko, MUSI być powitane przez mnie jako pierwsze. Żadne tam "witaj kochanie" do męża, o nie, Miauczydło pcha się po miziaki, ledwo oczy rano otworzę. Nasze śniadania zaczynają się więc, ze sporym opóźnieniem, i zwykle jest to śniadanko w myśl zasady "czym chata bogata" ;)Bardzo lubię twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, dżem truskawkowy, pastę jajeczną i ..... parówki. Tak, tak, wiem, ze to niezdrowe, ale nic na to nie poradzę, parówki lubię bardzo i nie potrafię z nich zrezygnować. Za to ulubionym daniem śniadaniowym mojego męża, są grzanki a'la francuskie. Trzeba roztrzepać jajko na talerzu, posolić je, dodać odrobinę curry i pieprz, wymoczyć w nim kromki chleba (najlepiej takie czerstwe) i usmażyć. Pyszne z dipem czosnkowym.

Ja z to, przybiegłam dziś podać Ci mój nowy przepis na sernik na zimno. W niedzielę mieliśmy gości, byli u nas znajomi wraz z przychówkiem. Przychówek ów, to 4 malutkie dziewczynki, sernik więc, musiał być bez dodatku surowych jajek, lub piany z białek.
Zrobiłam go tak:
Zacząć trzeba od rozpuszczenia 1 galaretki w 3/4 szklanki wody. Po rozpuszczeniu odstawiamy w chłodne miejsce by przestygła i odrobinę zgęstniała. W tym czasie, 1 kg trzykrotnie zmielonego twarogu mieszamy z 1 szklanką cukru i 1 opakowaniem cukru waniliowego. W osobnej miseczce ubijamy 1 opakowanie śmietany kremówki, na sztywną i lśniącą bitą śmietanę (dobrze jest dodać utrwalacz-fix do bitej śmietany, ale nie jest to konieczne)
Potem mieszamy dokładnie śmietanę z serem.
Na spodzie okrągłej tortownicy układamy namoczone w odrobinie mleka biszkopty, ugniatamy tak, by zrobił sie ładny spód. na biszkopty gdzieniegdzie kładziemy plasterki truskawek.
Teraz mieszamy ser z ostudzoną galaretką i wylewamy go do tortownicy.
Wstawiamy wszystko do lodówki, by odrobinę stężało. Po jakimś czasie, zanim całkiem masa zesztywnieje, wyciągamy ją z lodówki i układamy na niej truskawki, tak, by sie lekko zapadły. Znowu odstawiamy do lodówki
W tym czasie rozpuszczamy kolejną galaretkę, tym razem zgodnie z przepisem na opakowaniu, znowu odstawiamy do przestygnięcia.
Na koniec wylewamy zimną galaretkę na stężały już sernik i wstawiamy na noc do lodówki.
Wychodzi przepysznie a wygląda tak:


wszystkim bardzo smakowało, a ja zrobię sobie taki sam za tydzień. Żeby długiej, dłuuugiej tradycji stało się zadość ;)


Twoja, starzejąca się A.A. ;)


wtorek, 14 czerwca 2011

na śniadanko

moja droga, pysznie ten Twój chłodnik wygląda! Zrobię sobie taki, tylko podzielę składniki na dwa, bo Zgadnij Kto chłodników nie lubi ;-)
Na szczęście, ten sam Ktoś powiedział mi kiedyś coś bardzo miłego, coś co - powiedzmy - w znacznym stopniu łagodzi wszelkie inne, hmm, niedoskonałości i niedogodności ;-) A mianowicie Ktoś wysłuchał niegdyś wywiadu z Jurkiem Owsiakiem, w którym to wywiadzie pan Jurek (uwielbiam go, nawiasem mówiąc) przyznał, że jego ulubionym momentem dnia są poranki, albowiem wtedy jada śniadania ze swoją żoną, siedzą sobie, rozmawiają i jest fajnie. Najfajniej. No i Ktoś pomyślał wtedy, że ma zupełnie tak samo! I że On też tak najbardziej to lubi te poranki, śniadania itepe. Ze mną, ma się rozumieć, nie z panią Owsiakową, żeby nie było! :-))))
A na śniadanka, zwłaszcza te weekendowe, to lubimy sobie dogadzać. Na ten przykład - zapiekanki. Z chlebka, salami i serka. Dla Ktosia - nieodłączny keczup. Dla obojga - sałatka z sałaty lodowej, awokado, jogurtu i słonecznika. Koniecznie trzeba zjeść w łóżku i nakruszyć. A propos sałaty - mama Ktosia przywiozła mi w piątek sałatę z własnego warzywnika, niczym nie podsypywaną - o matko, jaka dobra! Objadłam się jak królik.
Oprócz takich zapiekanek najbardziej lubimy zastawiony stół - wszystkiego po troszku, do wyboru, do koloru. Twarożek z rzodkiewkami, pomidorki (czy Ty wiedziałaś, że trzeba przed zakupem oglądać pomidory czy nie mają nakłuć, bo hodowcy lubią w nie wstrzykiwać chemie, żeby szybciej czerwieniały? ja dowiedziałam się niedawno i trwam w szoku, ze człowiek człowiekowi taka gadziną podstępną, no! trzeba sprawdzone kupować. Taka mała gorzka dygresja w śniadaniowej sielance...), serek żółty, sałata, jajka od szczęśliwych kurek, domowe dżemiki, mniam mniam. Świeży chlebek.

A Wasze śniadanka? Jakie są te ulubione?


Pees. Jutro będzie obiecany truskawkowy wpis!
AL

niedziela, 12 czerwca 2011

Dzisiaj będzie bardzo letnio

i owocowo :) Wróciły bowiem ciepłe dni, więc na obiado-kolację zarządziłam chłodnik. Tradycyjny, z botwinką
Przepis jest bardzo prosty, na dość spora ilosć chłodnika, tak na 4 dorosłe osoby, potrzeba będzie 2 pęczków botwinki, po jednym pęczku koperku i natki pietruszki, 2 ząbki czosnku, 3 spore ogórki i 2 litry kefiru, maślanki lub jogurtu (albo mieszanki tychże, jak kto lubi)

Botwinkę myjemy, obieramy i trzemy na tarce o grubych oczkach. Czerwone końce liści drobno kroimy. Zalewamy w garnku 2 szklankami wody, dodajemy kostkę rosołową (jeśli ktoś lubi) i gotujemy aż zmięknie.

Potem studzimy.

W tym czasie umyte i obrane ogórki trzemy na tarce, kroimy koperek i natkę, zgniatamy czosnek. Mieszamy razem w misce, delikatnie solimy do smaku. Dodajemy do wystudzonej botwinki, mieszamy, zalewamy kefirem. Mieszamy, doprawiamy pieprzem i już. Gotowe.

Pyszna, chłodna bomba witaminowa :)

Smacznego:


To naprawde jedna z moich ulubionych letnich zup. A do tego jest bardzo Polska. A ja, jak wiesz, lubię i popieram polskie  tradycje kulinarne :)
Twoja A.A.

ps. jak tam pierogowanie? Założę się, ze było przepysznie :)

czwartek, 9 czerwca 2011

No i klops.

Tak się nastawiłam, że chłodnik zrobię, z botwinką i ogórkiem i czosnkiem, a do tego złote grzanki, a tu pogoda figla mi spłatała i się ochłodziło. Skończyło się więc na pierogach i to z mrożonki!
A tymczasem wiem, że Ty dziś pierogujesz, aż na samą myśl, ślinka cieknie. Zazdroszczę Mikusiowi, że ma tyle pyszności i to w wielu wersjach do wyboru.
Ach, jak ja bym chciała, żeby tak dla mnie ktoś coś ugotował. ;)
Mąż ochoty nie wykazuje, a szkoda, bo taką np pizzę robi piersza klasa. W żadnej pizzerii takiej dobrej nie jadłam. Tajemnica ponoć tkwi w sosie, na który przepis jest oczywiście "ściśle tajny". Jakże by inaczej prawda? ;)
A skoro juz o moim mężu mowa, to wyobraź sobie wybieramy się w sobotę na Dni Piwa. Piknik miejscowego browaru, gdzie wielką atrakcją ma być pokaz warzenia piwa i zawody w beer-ponga ;)
J. już się doczekać nie może, wszystko oczywiście połączone będzie z degustacją ;)
Szkoda, że nie ma pikniku z truskawkami w tle. Wołami by mnie nie stamtąd nie wyciągnęli ;)


Twoja A.A.

środa, 8 czerwca 2011

o tym co nas łączy, a także o ziemniaczkach szefowej kuchni i chłodniku :-)

Moja droga,
ogórki i nam są niestraszne! jak zresztą za chwilę się przekonasz. Porządnie myjemy, obieramy, znów myjemy i już. Mniam. Dzisiaj u nas dzień targowy, więc rano, mimo niepewnej pogody i szmaty ;-) na niebie wybraliśmy się z Mikołajkiem po kolejne kilogramy pysznych pomidorków i truskawek. Udało nam się też zdobyć piękne sadzonki oregano. I już-już opuszczaliśmy targ, a tu jak nie lunie! Cudowny, ciepły, letni deszcz! A jeszcze lepsze od deszczu było to, że ludzie zaczęli się do siebie uśmiechać i mrugać porozumiewawczo, zjednoczeni nagłą ulewą, przed którą ciężko było znaleźć schronienie, nie licząc pobliskiego baru piwnego dla odważnych ;-)
Obiadek zrobiliśmy sobie koncertowy! Należało nam się. Chłodnik i pieczone młode ziemniaczki, inspirowane przepisem mojej ulubienicy Anne Burrell. Taki obiad najlepiej zjeść na tarasie albo balkonie, ale my mamy jeszcze jedno ulubione miejsce - na podłodze, oglądając ulubiony serial ;-) Tak, tak, wiem, mało wychowawcze, ale powiedzmy, że stawiamy na zasady z innych dziedzin, a jedzenie lubimy sobie uprzyjemniać ;-)


Ziemniaczki smażone - wg przepisu Anne Burrell

1/2 kg młodych ziemniaczków
cebula
sól
oliwa
płatki chilli (pominęłam, a po usmażeniu posypałam ziemniaki słodką papryką w proszku)
posiekana natka (u nas - szczypiorek)

Ziemniaczki dokładnie szorujemy i gotujemy do miękkości w mocno osolonej wodzie. Nie obieramy! Na patelni rozgrzewamy oliwę i dusimy na niej posiekaną cebulkę (dodając sól i chilli), aż zmięknie, ale nie dopuszczamy do zrumienienia. Ziemniaki wyjmujemy i miażdżymy na desce otwartą dłonią. I tutaj Anne  dokłada je do uduszonej cebuli, dociska do dna patelni i obsmaża na rumiano z dwóch stron, ja jednak cebulę wyjęłam i dodałam pod koniec smażenia ziemniaków, w obawie, że mi się za bardzo spiecze (i słusznej chyba, bo to, co zostało, przypaliło się na amen ;-)). Kiedy ziemniaki wyglądają na upieczone i chrupiące, zdejmujemy je z patelni i posypujemy zieleniną.
A do ziemniaczków koniecznie:

Chłodnik ogórkowo-koperkowo-miętowy

do blendera wrzucamy:
4-5 obranych i umytych ogórków gruntowych
dwa ząbki czosnku
garść koperku
garść świeżej mięty
kilka listków oregano (lebiodki)
i wlewamy dwa kubeczki maślanki lub kefiru
Miksujemy na niskich obrotach, tak, żeby w chłodniku były wyczuwalne kawałeczki ogórków :-)

Smacznego!

Dawaj przepisos na swój chłodnik!

Jutro będzie truskawkowo!
A wkrótce - pierogi party ;-))
AL
pees. a co do równowagi w przyrodzie, myślę, że każda z nas ma swoje szczęścia i nieszczęścia, tak po prostu...

To ja też macham łapką

i ściskam z całych sił, tak się cieszę, że już jest wszystko dobrze. U którejś z nas powinno być prawda? ;) Nie może być tak, że obu się wali, no bo co to by była za sprawiedliwosć ;)
Ale, ale ja też już chyba dotarłam na szczyt "mania" pod górkę, jeszcze tylko chwileczka i będę radosna jak skowronek na wiosnę ;)
A tymczasem lato zwitało na dobre,  upały dokuczają okropnie, wiem, że Wam też. U mnie w kuchni królują chłodniki. Muszę Ci powiedzieć, że lubię je do tego stopnia, że żadne paniki i epidemie ogórkowe nie były w stanie mnie do nich zniechęcić. Jem sobie pyszną zimną zupkę, pełną witamin średnio 3 - 4 razy w tygodniu i bardzo mi z tym dobrze. Miałam w poniedziałek wstawić przepis i zdjęcia, ale pożarliśmy wszystko, zanim wyjęłam aparat ;)
Nic to, zrobię jeszcze raz i podzielę się przepisem (i fotą) bo naprawdę pyszne wyszło.
A teraz lecę konczyć obiad dla męża (dziś w menu gulasz a'la Stroganoff) ;)

Twoja A.A.

ps. Wycieczka udała sie bardzo :) fotki wstawiłam na fotoblogu :)