poniedziałek, 4 października 2010

Kochana,
w moim słowniku nie ma czegoś takiego jak "za dużo placków"! Po pierwsze dlatego, że szczerze nie znoszę trzeć ziemniaków, więc ograniczam się do minimum, a po drugie, nawet gdybym się na ten przykład zagapiła i jednak utarła trochę za dużo - jestem w stanie zjeść każdą ilość, zapijając miętą lub mocną herbatką, rzecz jasna.
Wspólne smażenie oczywiście pamiętam, ale wiesz co? o maratonie do nocnego zapomniałam zupełnie! Faktycznie leciałyśmy w nocy do delikatesów na głównej ulicy po flaszkę... słonecznikowego! :-)))) A potem okazało się, że mamy jeszcze wino, ale nie ma korkociągu, wobec czego unicestwiłyśmy Twojej Mamie ten wielki widelec. Ale sukces był, nie?
Wiesz, to niesamowite, ile wspomnień wywołuje ta prosta potrawa. Cukrem posypuje je moja Mama, rzeczywiście. I ja tak jadłam, kiedy byłam mała. Dziadek z kolei lubił z gzikiem, po poznańsku (w sumie podobny do naszego twarożku, tylko więcej śmietany).
A z sosami to ja najbardziej lubię placki z ziemniaków gotowanych.
No i znowu jestem głodna, ciekawe dlaczego?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz