... nawet tak chyba było by lepiej ;)
Twój opis niedzieli przypomniał mi obrazek z dzieciństwa, kiedy to, w okolicy mojego domu faktycznie trudno było kogokolwiek spotkać. Niedziela między 12:00 a 14:00 to ( jak wiesz) na Śląsku czas obiadu. Faktycznie w całej okolicy wtedy jest cicho jak makiem zasiał, co jakiś czas jedynie, widać spóźnionego goscia, który z rozwianym włosem pędzi by zdarzyć chociaż na drugie ( i tu od razu oczami wyobraźni widzę rolady, kluski śląskie i modrą kapustę - mniam! )
Z tym, że ja lubiłam zawsze ten czas, mi sie on kojarzy z bardzo miłymi dniami, spędzanymi z rodziną, popołudniami przy kawałku ciasta ( bo u nas w zwyczaju było niedzielne "gościowanie się" ), oraz czytanie ksiązek w zalanym słońcem pokoju.
Ahh wspomnienia... zażyczę sobie roladek przy następnej wizycie u Mamy.
Piękne to miejsce, które pokazujesz, muszę sie kiedyś na taką Waszą wycieczkę wprosić. Jako wkupne, mogę ze sobą zabrać pischingera, o którym dzisiaj pisałam, a który wygląda tak:
najlepiej smakuje z owocową ( pomarańczową) herbatką.
A.A.
ps. własnie słucham sobie wiadomej płytki ;)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz