poniedziałek, 25 października 2010

Pewnie, że znam

prażuchy :) Tylko u mnie w rodzinie, nazywane są prażokami. I robi sie nieco inaczej, bo ziemniaki, najpierw trzeba zagotować, potem odlać większość wody, i wtedy podsypać mąką i szybciutko ugniatać tłuczkiem. Chwilkę jeszcze potrzymać na ogniu i gotowe. Świetnie nadaje się ta potrawa na bardzo zimne dni, najlepiej w mroźną zimę. Do tego zawsze przysmażona cebulka i kubeczek kefiru. ( kiedyś zsiadłego mleka, ale kup w dzisiejszych czasach mleko dobre do kwaszenia - prawie niemożliwe ).
Potrawa bardzo kaloryczna i bardzo ciężka, więc jeśli ktoś je głownie lekkie potrawy to jej nie polecam ( wątroba może odchorować ) ale smakuje wspaniale i nie ma co kryć. Przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. A to już połowa sukcesu prawda?
A wracając do tradycyjnej kuchni polskiej, bardzo w niej lubię regionalizmy. To, że ta sama zdawałoby się potrawa, 100 km od naszego domu, może być juz przyrządzana zupełnie inaczej, co więcej najprawdopodobniej zupełnie inaczej się też nazywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz