to prosta droga do załamania nerwowego, tak przynajmniej czasem mawia mój J. Jestem niestety niereformowalna i bez względu na to, ile produktów planuję kupić, zawsze wracam z ilością co najmniej dwa razy większą. Próbowałam z tym walczyć przez robienie sobie listy zakupów, wędrowanie między półkami z kartką i długopisem, ha! nawet kalkulator ze sobą nosiłam, by nie przesadzać kosztowo, ale co to dało? Nic, Kochana moja, nic, a nic. I tym oto sposobem, jakieś 3 tygodnie temu, złapałam się na tym, że mając szczegółową listę zakupów, długopis w łapce i męża obok, udało mi się do domu wrócić z produktami, z którymi właściwie nie wiadomo co zrobić, za to nie kupiłam kilku ważnych z listy. Np papieru toaletowego, który jak wiadomo, jest dość kluczową pozycją listy zakupów, jeśli w domu go braknie ;) W każdym razie czas się pogodzić z tym, że niestety jestem w zakupach beznadziejna. Co więcej, ZAWSZE udaje mi się zboczyć z głównej trasy i wylądować w księgarni. A potem nie mam już gdzie tych książek przechowywać. A jeszcze bardziej potem, słyszę od męża: " no i co ja mam z Tobą zrobić?" Nic. Nic się nie da z tym zrobić, trzeba jakoś ze mną żyć ;)
W necie zakupów nie robię, bo nie umiem. Wiem, że to dziwne, ale nie potrafię, wciąż wydaje mi się, że coś źle naklikam, ehhh długo by opowiadać ;)
Mamy niedaleko domku naszego targ. Wybraliśmy się na ów targ, pewnej pięknej soboty. Już na wstępie załamałam się ilością ludzi, tym tłumem napierającym z każdej strony, naprawdę ciężko było się przecisnąć. Nie lubię tłumów, mam wrażenie, ze co chwilę ktoś się o mnie ociera, a prawdę mówiąc tego nie znoszę. Nie lubię gdy ktoś za blisko mnie staje, a już zaglądająca mi przez ramię Pani, która nie może poczekać tej minuty, już teraz na-ten-tychmiast musi zajrzeć o ziemniaków. Jednocześnie ocierając się o mnie i zapuszczając mi żurawia w portfel. Brrrrrr na samą myśl o tym mam ciarki na plecach.
W każdym razie, wyprawa nasza skończyła się dziwną obserwacją, ze nigdy nie dojdziemy do tego, w jaki sposób właściciele straganów na takich targach ustalają swoje ceny. Wyobraź sobie, stoimy w kolejce do jednego straganu, oglądam sobie ceny, patrzę a tam ogórki za 20 zł./kg Zdębiałam delikatnie mówiąc, poszliśmy więc do drugiego straganu. A tam identyczne ogórki kosztują 2 zł/kg. Niech mi ktoś teraz wyjaśni, czy Pani w pierwszym stoisku miała te ogórki impregnowane złotem czy jak?
W każdym razie na targ w naszej mieścinie juz nie chodzimy, zadowalamy się mniej cennymi warzywami ;)
Pytasz czy lubię dynię, wstyd się przyznać ale nie wiem. Mam przepis na zupę krem z dyni, podobno fantastyczną, tak mi mówiono, ale ja sama nigdy jej nie jadłam, więc nie wiem. Placuszki wyglądają smakowicie, mówisz, że warto się skusić? Bo ja z dyni to na razie uwielbiam pestki. Takie do łuskania, uzależniają jak słonecznik.
A.A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz