czwartek, 30 grudnia 2010

dużo - mało i o herbatce

A widzisz - ciekawy temat poruszyłaś, bo też ostatnio zastanawiałam się, jak to z tą ilością jedzenia u różnych osób bywa. Moja mama na ten przykład gotuje wszystkiego w-sam-raz i a-ku-rat i dokładki raczej się nie spodziewaj. Naczynko, w którym przyniosła wigilijnego śledzia, było tak mikrych rozmiarów, że człowiek miał wrażenie, iż zaraz wyskoczy jakiś mały miś z tekstem: A KTO JADŁ Z MOJEJ MISECZKI?? :-))) Jej tato z kolei, a mój Dziadek, kupował wszystkiego na kilogramy. Fakt, czasy wtedy były specyficzne i jak już się coś w sklepie upolowało, to lepiej było wziąć ile dają, ale też z drugiej strony Dziadek nigdy problemów ze zdobywaniem produktów nie miał, albowiem czarował wszystkie ekspedientki w Miasteczku i te zawsze coś dla niego pod ladą miały ;-)) Siłę przebicia też miał niezłą, do tego stopnia, że kiedyś przyleciała do Babci Ciotka Szczepanowa skarżąc się, że ją "Jasiu w kolejce po pralkę staranował i nawet tego nie zauważył" :-)))))

Herbatka słynnego duetu oczywiście taka niewinna nie jest, o czym świadczą dobitnie ostatnie wersy i zdanie swe podtrzymuję!
I tu przypomniała mi się porada  z Kuchni Polskiej Małgorzaty Caprari, żeby do zwykłej herbaty włożyć na jakiś czas kilka listków geranium i wtedy nawet najmniej smaczna herbatka zmieni się w pysznego Earl Grey'a. Prawdziwą herbatkę mamy tu na myśli, a nie tę, której się już ponoć w pewnym wieku nie pija ;-))).


AL


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz