wtorek, 25 stycznia 2011

Aguś,

no tak to czasem bywa, że coś nam się nie udaje, chociaż muszę Ci powiedzieć, że jeśli moje kulinarne porażki miałyby wyglądać tak, jak Twoje, to nie ma sprawy! Bardzo apetycznie to nieudane ciasto wygląda ;-)
Ja kulinarnie tęsknię już chyba za wiosną. Mam dość ciężkich potraw, dość ciast i słodyczy w ogóle (nie, nie jestem chora ;-)). Wyszukuję przepisy na sałatki i wmawiam sobie, że ta zielenina, którą mam na talerzu, zawiera chociaż trochę witamin, a nie tylko samą chemię. Od jakiegoś czasu staram się wybierać w sklepach i na targach produkty, które zawierają jak najmniej sztuczności, płacę za to jak za zboże, a i tak pewności, że wybrałam LEPIEJ, mieć nie mogę. Jajka, które oznaczone są cyferką 0 albo 1 i tak nie równają się smakiem do tych, które niesione są przez podwórkowe kury mojej babci. Szynka, którą można sobie samemu ugotować i która z definicji powinna być zdrowsza - nafaszerowana składnikami, których nie powinno tam w ogóle być. Pół biedy, kiedy producent raczy poinformować konsumenta o tym, co zawiera dany produkt. Ale przecież ilu kłamie! 
Ufff. Jeszcze trochę i zacznę śladem ekipy z Dzikiego białka jeździć po okolicznych wioskach  ;-)))
Twoja rozeźlona na przemysł spożywczy
A.L.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz